IKS

Jutro będzie nasze | reż. Paola Cortellesi | Film [Recenzja] | dystr. Gutek Film

jutro-bedzie-nasze-plakat

Ostatni raz z tak zapartym tchem siedziałam w kinie dość dawno, na filmie, w którym mały niziołek szedł przez góry i lasy żeby wrzucić pierścionek do krateru a Gollum mówił o tym pierścionku – „my precious”. I teraz tak, jak wtedy zapierało mi dech w trakcie śledzenia przygód głównego bohatera/bohaterki – choć jeden film z drugim wspólnego ma niewiele, właściwie nic, to w tym drugim jest też wątek dość ważnego pierścionka. „Jutro będzie nasze” (reż. Paola Cortellesi) to właśnie takie „precious”.

Komedia i dramat. Czarno-biały, biedny, powojenny Rzym. Miasto pełne podziałów społecznych, nadal lekko faszystowskie, trochę zawstydzone wojenną przegraną, w tym bardzo patriarchalne z patriarchatem w dość intensywnym śródziemnomorskim wydaniu. Życie w nim toczy się upalnie i żmudnie. Jest rok 1946 a ludzie usiłują odzyskać stabilizację i spokój, żyć normalnie.

 

Pięknie wkomponowana jest muzyka, która dodatkowo przemawia w filmie dobrze dobranymi tekstami („A Bocca Chiusa” -Daniele Silvestri / „La Sera Dei Miracoli” – Lucio Dalla / „Nella Cita” – Lele and Danielle Marchitelli / „Perdoniamoci” – Achille Togliani / „Nessuno” – Ferrucio Spinetti… „B.O.B.”  Outcast (!).

 

zdj. materiały promocyjne Gutek Film

 

I ujmująco rozegrane sceny małżeńskiej przemocy, które przemoc pokazują choć jej nie widać.

W tym świecie żyje Delia (Paola Cortellesi) z dorastającą córką, dwoma synami, mężem Ivano (Valerio Mastandrea)  i teściem. Są sąsiedzi, przyjaciółka od serca (Emanuela Fanelli) oraz starający się o rękę córki amant z bogatej rodziny. Jest też ukochany z przeszłości, nadal zakochany. I przede wszystkim jest w kadrach mnóstwo kobiet, które w zdominowanym przez męski szowinizm i agresję świecie, tworzą swój własny – kobiecy. Świat pełen napięć ale spójny; pełen różnic ale wzajemnie rozumianych; oficjalnie oschły ale w kuluarach pełen wzajemnego między kobietami wsparcia i lojalności.

 

Świat Delii to uporczywa, cicha i dumna walka z brzydką rzeczywistością. Mąż ją bije, dzieci nie słuchają, sąsiadki ironicznie obgadują, pracodawca nie płaci albo płaci mało. Ona w tym wszystkim pozostaje niezłomną, silną ikoną, z którą każda z kobiet może się utożsamiać po dziś dzień.

 

zdj. materiały promocyjne Gutek Film

 

Co najbardziej mi się w filmie podobało to to, że do końca , naprawdę do samego końca, nie domyśliłam się o czym on jest.

Był o przemocowej rodzinie, w której o kobiecie mówiło się, że „nie należy jej tak często bić – bo się przyzwyczai, należy bić ja rzadziej ale za to porządnie – żeby zapamiętała”.

 

Był o relacji matki z córką, szorstkiej i burzliwej, ale pełnej miłości ukrytej miedzy codziennymi dyskusjami o tym, co w życiu kobiety jest najważniejsze, jakich wyborów, dlaczego i dla kogo powinna dokonywać. Kłótni o to, czy i dlaczego warto wyjść za mąż, a jak wyjść, to za kogo, a jak już się wybierze za kogo to, czy aby na pewno to najlepszy wybór, choć w przypadku córki Delli – Marcelliny (Romana Maggiora Vergano) wydawać by się mogło, że to wybór jedyny dostępny i jedyny możliwy.

 

zdj. materiały promocyjne Gutek Film

 

Był o autorytetach utartych schematach i o tym jak nauczyć własne dzieci żyć lepiej choć nie jest się dla nich raczej żadnym dobrym przykładem do naśladowania.

Był o kobiecie, która o pomoc nie prosi , która radzi sobie sama ze wszystkim, swoim kosztem, by chronić najbliższych i utrzymać status quo rodziny oraz utartych norm społecznych.

 

Był o nierównościach w pracy i w płacy, na którą nic nie można poradzić.

 

Był o kobiecej przyjaźni, zwierzeniach przy papierosowym dymie i lojalności ponad wszystko, ukrywanej przed mężczyznami.

 

zdj. materiały promocyjne Gutek Film

 

Był o miłości, która ma smak wspólnie jedzonej czekolady. O miłości, która tli się w sercu pomimo upływu lat i nada dodaje skrzydeł oraz rodzi uśmiech na twarzy choć jest niespełniona. Miłości, która prowokuje do ucieczki, do rzucenia wszystkiego i zawalczenia o siebie samą, choć nie wypada i wydawać by się mogło, że jest na nią za późno.

Chyba właśnie najdłużej trzymała się we mnie myśl, że to jest film o miłości, a ostatecznie okazało się, że jest o zupełnie czymś innym, o czymś globalnym, co jest ponad zwykłą prozę życia – o czymś co dzisiaj mamy, ale wydaje nam się, że jest to tak oczywiste, że tego już nie zauważamy i nie doceniamy, a ignorując ten dar zapominamy jak trudno było go otrzymać a jak bardzo łatwo jest go utracić.

 

Kibicowałam Delii we wszystkim co przeżywała, robiła, myślała i czuła. Wspierałam ją w jej niemocy wobec przemocowego męża; współczułam w każdej chwili, w której była niedoceniana, umniejszana i ignorowana; trzymałam kciuki za jej miłość życząc powodzenia w planowanej ucieczce; złościłam się na każdego kto ją krzywdził i trzymałam w sobie jej wszystkie tajemnice. W tym wszystkim ani przez chwilę Delia nie wydawała mi się ofiarą – była bohaterką.

 

zdj. materiały promocyjne Gutek Film

 

I nie tylko ja, bo chyba wypełniona po brzegi sala widzów na pokazie przedpremierowym śledziła jej losy z równie zapartym tchem z nadzieją że „jej się uda”.

Z powodu napięcia, jakie tworzy główna bohaterka na ekranie polecam ten film szczególnie. Polecam go też dlatego, że jest po prostu o kobietach – o tym, z czym się mierzymy nadal, choć od kadrów z filmu minęło ponad siedemdziesiąt lat a temat szowinizmu, stereotypów, przemocy i nierówności zdaje się dla niektórych już nudnym oraz może przegadanym z każdej strony.

 

Delią jest każdą z nas. Udało się jej choć w zupełnie nieoczywisty sposób.

 

Jeśli jesteś kobietą umaluj na czerwono usta (to zawsze był wyraźny, niemy ale prowokacyjny gest walki i buntu) i idź do kina z myślą że jesteś silna, niezależna i WOLNA. Jeśli jesteś mężczyzną idź do kina na bardzo dobry film.

 

Ocena: 5/6

   Sylwia Ratajczyk

 

 

Obserwuj nas w mediach społecznościowych:

👉 Facebook

👉 Instagram

👉 Twitter

IKS
Udostępnij i poleć znajomym!

Dodaj komentarz