Rzecz dzieje się w niemieckiej szkole podstawowej. Współczesnej, nowoczesnej, otwartej na dialog, różnorodność, wielokulturowość i posiadającej płynne systemowe rozwiązania na każdą najmniejszą pierdołę. Wprowadzony w ten mikrokosmos widz przekonany jest, że tego typu formuła działa i nic złego nie może się w jej ramach wydarzyć. Ale to dopiero początek…
W miarę przebiegu akcji okazuje się bowiem, że ów perfekcyjny system został opracowany wyłącznie na „czas pokoju”. W głębokiej naiwności i idiotycznym założeniu, iż przecież nic nie może się zepsuć. Nie wiadomo jednak jak mógłby zadziałać, gdyby doszło do jakiejś społecznej awarii. A przecież ludzie są różni i nie zawsze kończy się to trzymaniem za ręce oraz wspólnym śpiewaniem kosmopolitycznych hymnów.
A w szkole kradną. Nikt nie został złapany za rękę, ale kradną. Nie wiadomo kto, ale ktoś na pewno. Pieniądze nie znikają bowiem same z portfeli. Czy o lepkie ręce podejrzewać kogoś, kto zachowuje się dziwnie? Czy może kogoś, kto ma ogólny problem? A może, (nie daj Boże), chłopca bliskowschodniego pochodzenia? Jak poradzić sobie z dyskretnym śledztwem, by nikogo nie urazić? Nie uwierzycie, ale to i tak dopiero początek.
Lawinę dalszych zdarzeń uruchamia znakomita pedagog pani Carla Nowak, która chce jak najlepiej, ale jej nie wychodzi. Mimo ogromnego uwrażliwienia, ogólnej konsekwencji i talentu nauczycielskiego, nie jest przygotowana na sytuacje kryzysowe. W myśl zasady „jeśli wyciągasz broń, bądź gotowy jej użyć” to wszystko powinno przebiec inaczej. Ale przecież w tym nowym, wspaniałym świecie nic złego nie powinno się wydarzyć. Czy nazwisko „Nowak” jest przypadkowe? Nie. Bohaterka ma polskie korzenie. Czy ma to głębokie znaczenie? Na pewnym poziomie ma, ale od razu powiem, że nie to jest istotą fabuły.
A co nią jest? Siłę filmu stanowi postawienie całego szeregu pytań otwartych. Zwrócenie uwagi na bardzo różne problemy oraz nakłonienie widza do swojej własnej interpretacji jak najbardziej właściwego rozwiązania.
Istnieją wytwory bezczelnie głupie i narzucające widzowi światopogląd. Tutaj tak nie jest i nie dzieje się to z braku odwagi twórców. Wręcz przeciwnie. To właśnie odwaga naprowadza na nietypowe stawianie akcentów oraz przede wszystkim niepokojącego pytania „i co teraz?”.
Dla mnie, jako dla otwartego umysłowo konserwatysty najważniejszym elementem jest wyostrzenie punktu, w którym znaleźliśmy się historycznie. Na zwarciu płyt tektonicznych starego i nowego świata najbardziej telepie. Negacja wszystkiego, co stanowi podstawę naszej łacińskiej kultury (choćby domniemania niewinności) nie prowadzi do niczego dobrego. Z drugiej jednak strony należałoby się zastanowić, czy wszystkie nowoczesne (nawet najbardziej absurdalne) rozwiązania są do wymiany, czy może jednak nie? Czy wieńcząca film puenta jest potrzebna, czy sztucznie doklejona?
W swojej głowie postawiłem wyraźne granice i bunt uruchamiał mi się średnio co pięć minut projekcji „Pokoju Nauczycielskiego”. Czy to dobrze? Siłą dzieła sztuki powinno być między innymi oddziaływanie na odbiorcę. Twórcom filmu się to udało. Zostanie on we mnie na długo, mimo faktu iż instrumentarium jakim posłużył się scenarzysta i reżyser Ilker Çatak nie jest do końca moje.
Ocena obiektywna: 5/6
Ocena subiektywna: 4/6
Michał Dziadosz
Obserwuj nas w mediach społecznościowych: