Dildo Baggins powrócił z drugą płytą „Samozadowolenie”. Zachęcony odbiorem pierwszego albumu „Dla wszystkich dziewczyn Nie dla wszystkich chłopaków”, poszedł jeszcze dalej i wzbogacił swoje instrumentarium. Materiał ma wiele smaczków, o których w poniższej rozmowie opowiedział mi sam twórca.
Jaka idea przyświecała Ci przy tworzeniu piosenek na „Samozadowolenie”?
Wydaje się, że w tym przypadku były dwie równoległe idee. Najpierw pojawiła się taka szersza myśl, zanim powstało „Samozadowolenie” i była ona konsekwencją występów koncertowych Dildo Bagginsa po pierwszej płycie. Żeby ją dobrze przedstawić, muszę cofnąć się do początków Bagginsa, które pod każdym względem nie zakładały wydawnictwa płytowego, jakiejś szerszej działalności, a na pewno nie koncertów. Jednak wszystko poszło nie tak (śmiech) i pojawiła się płyta. Zaczęto grać Dilda w radiach i trzeba było grać koncerty – co nie było proste ze względu na maskę. Jednak wszystkie przeciwności zostały pokonane i Dildo nawet wyruszył w trasę koncertową. I tutaj wrócę do tej szerszej myśli, o której wspominałem na początku – bo po zagraniu koncertów miałem uczucie, że następne kompozycję Bagginsa muszą być szybsze i bardziej dynamiczne. Pierwsze płyta była bardzo akustyczna i ma według mnie niesamowity klimat, ale nie była planowana na występy na żywo. Czułem, że chcę dać więcej energii publiczności. No i tak się stało. Teraz, kiedy gramy utwory z „Samozadowolenia”, to moc jest o wiele większa, co wzbogaci koncertową setllistę. Odnośnie drugiej idei to… Ta płyta „złapała” mnie w bardzo ważnym momencie życia, który sobie prorokowałem np. w utworze „Bezglutenowy”, czyli dokładnie tak jak jest w tekście – przestałem już ciągnąć sanki pod przysłowiową górę i zacząłem zjeżdżać na nich w dół. Dlatego też przestałem się przejmować wieloma rzeczami, a zacząłem się nimi cieszyć. Tak narodziła się moja idea muzycznego samozadowolenia, czyli nieskrępowanego niczym procesu twórczego, który dać ma wolność, której tak bardzo pragnę. I to był główny motyw przyświecający tworzeniu całego projektu „Samozadowolenie”.
Sam twierdzisz, że cechą Twojej twórczości jest to, że śpiewasz smutne piosenki, które skierowane są do wszystkich dziewczyn, ale nie do wszystkich chłopców. Po przesłuchaniu „Samozadowolenia” mam wrażenie, że trafisz do wszystkich płci
To idea przyświecająca pierwszej płycie, która nawet stała się jej tytułem. A dlaczego? Odpowiedź jest prosta – bo takie było moje wrażenie w momencie, kiedy pierwszy raz przesłuchałem w całości tamtą płytę. Ale wiesz jak to jest z wrażeniami… Często są błędne. Okazało się bowiem, że już wtedy Dildo trafiał w serca wszelakich płci. W sumie to cieszę, że byłem w błędzie. Wracając do „Samozadowolenia”, to zgadzam się z tobą i nie mam cienia wątpliwości, że to płyta dla wszystkich bez żadnych podziałów. Chociaż uważam, że Dildo Baggins nie jest dla każdego – albo go kochasz, albo nie rozumiesz. I bardzo się z tego cieszę, że nie każdy lubi tę postać i jego muzykę, bo jeśli coś nie wzbudza emocji, to jest po prostu średnie, a mówiąc mocniej – jest nieprawdziwe.
Na płycie pojawiło się kilkoro gości. Jak ich dobierałeś?
Wszyscy są z Podlasia więc kryterium było regionalne (śmiech). Oczywiście było zupełnie inaczej, a że wszyscy są z Suwałk, to zbieg okoliczności, o istnieniu którego wspólnie z menadżerką uświadomiliśmy sobie po fakcie. A prawda jest taka, że z Pawłem Swiernalisem już razem współpracowaliśmy zarówno przy Bagginsie, jaki i przy Administratorze Electro i bardzo chciałem, aby ta współpraca była kontynuowana. Gdy powstały „Kabaczki”, to wiedziałem, że w tym kawałku bardzo bym chciał go usłyszeć i tak się stało. Z Panią Las i Żurkowskim było podobnie i tak samo jak z Pawłem, gdyż znałem ich twórczość bardzo dobrze i od razu słyszałem ich w piosenkach, w których zaśpiewali. Szybko się okazało, że sieć relacji jest na tyle nieskomplikowana, że udało nam się dotrzeć do wszystkich i tak od słowa do słowa pojawili się w studio Serakos. I mogę na koniec powiedzieć, że to nie koniec gościnnych występów na „Samozadowoleniu”, bo planuje coś ekstra już po premierze.
Kilka utworów z płyty szczególnie zapadło mi w pamięć. Przede wszystkim „Synowie córek Koryntu” – tak jakbyś się zwracał do dość nieoczywistej grupy społecznej.
Też bardzo lubię ten tytuł, ale grupa docelowa wydaje się być oczywista (śmiech), szczególnie gdy rozszyfrujesz sobie tą zabawę słów i znaczeń. Lubię takie gierki, wieloznaczności, w których możesz powiedzieć nawet coś wulgarnego w sprytny i ładny poniekąd sposób.
Jak zatem rozumieć, że czujesz się jak powidła Twojej mamy?
Samotny. Bo pamiętam, że były takie czasy, że tylko to miałem w lodówce.
A tytułowa dziewczyna z myszką na plecach, to prawdziwa postać?
Dokładnie (śmiech). Ciekawe, że o to pytasz, gdyż mam takie wspomnienie z kolonii. To było bardzo dawno temu a, kolonia była w miejscowości Sława. I tam poznałem piękną dziewczynę z bardzo charakterystycznym znamieniem na plecach. Niestety nie było wtedy mediów społecznościowych, zdjęć w telefonach itd., i dziś nawet nie pamiętam jak miała na imię. Jednak kształt tej „myszki” na jej plecach mam ciągle przed oczami. I w sumie to zabawne, że takie niewyraźne i mgliste wspomnienie dojrzało do tego, aby stać się motywem piosenki Dildo Bagginsa. W sumie to bardzo mnie intryguje ten proces pamięci, a dokładnie to, co sprawia, że pewne rzeczy pamiętamy, a pewne są zapomniane tak bardzo, że wydaje się, iż nigdy nie miały miejsca.
Skąd na płycie aż dwa tytuły utworów odnoszące się do kuchni azjatyckiej?
Nazywam te piosenki tryptykiem azjatyckim (śmiech). Od dwudziestu lat podróżuje regularnie po Azji. Na początku ze względu na studia i pracę naukową, a potem to już czysta bezwarunkowa miłość do tamtych rejonów. Więc musiało się tak w końcu wydarzyć, że ze względu na ograniczone możliwości czasowe, będę musiał napisać kiedyś płytę właśnie tam. No i trzeba powiedzieć, że cała płyta „Samozadowolenie” powstała gdzieś pomiędzy Tajlandią, Wietnamem i Japonią. Dlatego też tamta podróż została utrwalona w postaci piosenek „Pad Thai”, „Khao San” i „Banzai”.
Nagrywałeś w Studiu Serakos. Sam zagrałeś wszystkie partie instrumentalne?
W mojej gestii były wszystkie gitary elektryczne, basowe i akustyczne. Robert i Magda Srzedniccy odpowiedzialni są za partie klawiszowe i sample. W tym miejscu warto zaznaczyć, że pomimo tego, że „Samozadowolenie” jest – jak mówiłem wyżej – płytą szybszą i bardziej intensywną brzmieniowo, to jednak ma jeden bardzo ważny element z pierwszą płytą. Chodzi tu o świadomy minimalizm produkcyjny. W wielu piosenkach, aż prosi się o mocniejszą perkusję, ścianę basu i można by wyciągnąć z nich pop-alternatywną charakterystykę. A jednak nie o to nam chodziło. Chcemy, aby muzyka Dilda właśnie odbierana była inaczej, a minimalizm formy był znakiem rozpoznawczym. Wiele rozmów odbyliśmy z Magdą i Robertem Srzednickimi w tej kwestii, a ich efektem jest to, że dokładnie wiemy, jak produkcyjnie ma brzmieć Dildo Baggins. Co jest bardzo ważne, gdyż tworzę i wykonuje piosenki np. dla Administratora Electro i dlatego produkcyjnie trzeba rozdzielić te projekty bardzo wyraźnie. Trzeba przyznać, że udaje się nam to w Studio Serakos uzyskać.
Przyznaję, że pod pewnymi względami mam wrażenie, że Administratorr i Dildo Baggins się przenikają.
Muszą się przenikać, nie ma innego wyjścia. Ta sama osoba pisze muzykę, słowa, gra i śpiewa. Tutaj nie może być zupełnie inaczej. Jednak ja wolę twierdzić, że te projekty uzupełniają mnie jako twórcę. To wszystko wyszło bez większego planowania, dość naturalnie. Lubię podziały, który mają znamiona przypadku, który z czasem tworzy jakąś całość. Mogę powiedzieć, że od czasu, kiedy ubrałem maskę, zyskałem pewną wolność i autentyczność, której wcześniej nie byłem wstanie uzyskać. To przyczyniło się do mniejszego lub większego sukcesu Dildo Bagginsa, ale na pewno było moim wewnętrznym sukcesem. Przy tworzeniu pierwszej płyty Bagginsa nie miałem żadnej presji, nie miałem oczekiwań, tylko nadzieję. Z kolei ten duch Bagginsa przeniósł się na płytę „Biznesy i Romanse” Administratorra Electro i uważam, że stoi również za powodzeniem tego wydawnictwa, który wprowadził AE na nowe wody. Teraz wydaje mi się, że pewne elementy kompozycyjne AE wpłynęły na piosenki na „Samozadowoleniu” i piosenki Dilda stały się bardziej melodyjne, może nawet bardziej przebojowe. Tak więc jeden projekt napędza i rozwija drugi. Jako twórca uważam, że punktem zwrotnym w mojej przygodzie z muzykowaniem było pojawienie się Dildo Bagginsa, który pomógł mi wejść trochę na inny poziom tworzenia do muzyki, taki bezstresowy. Bo wcześniej bardzo dużo chciałem, dużo myślałem – za dużo.
Grasz już koncerty z tym materiałem?
Koncerty już planujemy. Na pierwszy ogień koncert promocyjny 28.10.2023 w Warszawie (Towarzyska) i to będzie wyjątkowy koncert z rozmową przed i gośćmi. Następnie planujemy koncerty klubowe. No i nie mogę zapomnieć o 24 listopada 2023, gdy Dildo Baggins zagra jako support przed Pidżamą Porno w Poznaniu. Tak więc samozadowolenie koncertowe będzie osiągnięte.
Rozmawiał: Maciej Majewski
Obserwuj nas w mediach społecznościowych: