19 kwietnia ujrzał światło dzienne pierwszy od 12 lat nowy utwór zespołu Staind pod tytułem „Lowest In Me”. Tyle właśnie czasu minęło od premiery ostatniego krążka grupy z Springfield w stanie Massachusetts. Amerykanie swoją popularność zdobyli w latach 1999-2001, przede wszystkim za sprawą utworu „It’s Been Awhile” z albumu „Break The Cycle”, który sprzedał się w ilości ponad siedmiu milionów egzemplarzy.
Staind wypromował lider Limp Bizkit, Fred Durst, który podpisał z nimi kontrakt płytowy, współprodukował płytę. Zachęcał także Aarona Lewisa, aby pokazał swoje możliwości wokalne (zamiast growlu, śpiew). W trakcie trasy Family Values Tour 1999 wyszedł na scenę zaśpiewać razem z Lewisem surową wersję ballady „Outside”. Dzięki temu zainteresowanie mediów i słuchaczy zostało skierowane na wokalistę, którego przejmujący głos trafiał do coraz większej liczby odbiorców. Co zabawne, zarówno „It’s Been Awhile”, jak i „Outside” nie miały znaleźć się na albumach grupy. Aaron Lewis nie traktował ich jako materiału na płyty Staind. Za sugestią producenta albumu „Break The Cycle” Josha Abrahama trafiły jednak ostatecznie na krążek i ciach! Stały się największymi hitami zespołu.
Z każdym kolejnym albumem grupa odchodziła od nurtu alternatywnego na rzecz brzmień bardziej tradycyjnych, hardrockowych. Ich piosenki przybierały coraz to bardziej radiowy format, a bliżej niż do Korna zaczęło im być do kapel pokroju 3 Doors Down, Creed czy Nickelback. Wytwórnia płytowa goniła za kolejnym „It’s Been Awhile”. W trakcie nagrywania następcy „Break The Cycle”, czyli „14 Shades Of Gray” (obchodzącego właśnie swoje dwudziestolecie) od muzyjów dosłownie wymagano kolejnych dwunastu przebojów. Doszło nawet do tego, że w trakcie pisania utworów w studio grupę odwiedzili bracia DeLeo ze Stone Temple Pilots, którzy mieli im w tym wszystkim pomóc. Ci jednak dali znać grupie, że dają sobie sami świetnie radę i nie potrzebują wsparcia z zewnątrz. Tym samym zdjęli z nich odrobinę presji. Takie jednak właśnie były realia sukcesu i współpracy z dużą wytwórnią płytową. W trakcie nagrywania ostatniego albumu dla wytwórni Atlantic Records, który był próbą powrotu do cięższych brzmień z czasów debiutu zatytułowanego „Dysfunction”, zespół borykał się z wieloma kłopotami. Po raz pierwszy pisali pod presją czasu, ponieważ wytwórnia wyznaczyła im sztywny termin dostarczenia ostatecznego materiału. Aaron Lewis wyraźnie męczył się podczas nagrywania materiału, co doskonale widać na opublikowanym w serwisie YouTube filmiku z cyklu „making of” (LINK).
Można też zaobserwować, jak ciężką przeprawę z praktycznie rozbitą grupą miał producent Johnny K., odpowiedzialny za niezły album z 2008 roku pod tytułem „The Illusion of Progress”. Widać brak chęci współpracy, szczególnie ze strony Lewisa, ewidentnie zmęczonego pisaniem słów i aranżowaniem wokali do muzyki, której zdawał się już nie czuć. Wspomniane wideo pokazuje też zalążki końca współpracy z perkusistą Jonem Wysockim (obecnie gra w Lydia’s Castle). Przypominało to trochę Metallikę z filmu „Some Kind of Monster”, gdzie zespół gubi się we własnej tożsamości, a wewnątrz nie brakuje licznych animozji. Rolę perkusisty Staind przejął technik Wysockiego, Sal Giancarelli, który odpowiada za bębny w zespole do dziś. Zespół zapowiedział niezdefiniowaną żadnym terminem przerwę. Tymczasem wokalista Aaron Lewis i gitarzysta Mike Mushok w czasie zawieszenia działalności Staind, byli aktywni w innych projektach. Po pierwsze Lewis, po sukcesach serii solowych koncertów (solowych dosłownie, tylko on i gitara), kontynuował rozpoczętą w 2011 roku karierę w muzyce country.
Gitarzysta Mike Mushok razem z Adamem Gontierem założyli z kolei zespół Saint Asonia (pod tym szyldem ukazały się, do tej pory, dwa albumy). Mushok miał ponadto epizod z kapelą Jasona Newsteda. Staind jako zespół jedyną aktywność notował poprzez okazjonalne pojawianie się na większych festiwalach w Stanach Zjednoczonych, jak na przykład Rock on The Range czy Welcome to Rockville w 2014 roku. Lewis zaznaczył ponadto, że bardzo ceni swoje życie rodzinne i nie wróci do dotychczasowego formatu koncertowania. Nieliczne występy – w okresie zawieszenia – pokazywały jednak, że kiedy przychodzi co do czego, panowie są w formie. Trzy lata temu w wywiadzie z Sullym Erną, liderem Godsmack, Aaron Lewis przyznał, że pracuje w swoim domu w Nashville nad nowym materiałem Staind. Stopniowo pojawiało się więcej wiadomości, a przed ogłoszeniem oficjalnych informacji o nowym albumie i trasie właśnie z Godsmack zespół opublikował w 2021 roku album koncertowy „Live: It’s Been Awhile”, a także udostępnił – za opłatą – transmisję zagranego w całości na żywo krążka „Break The Cycle”.
Materiał zawarty na „Confessions Of The Fallen” może pozytywnie zaskoczyć. Wspomniany wcześniej singiel „Lowest In Me” dowiódł, że zespół jest w niezłej formie i brzmi zadziwiająco nowocześnie. Choć krążek „Staind” z 2011 roku był ciężki i surowy, to niektóre piosenki, które się na nim znalazły, brzmiały bardzo topornie, momentami wręcz bez polotu. Nowością – pod względem brzmieniowym – na tegorocznym wydawnictwie jest wyraźna obecność elektroniki – czy to w formie dodatkowego instrumentarium i efektów, czy też studyjnych sztuczek oraz filtrów nałożonych na tradycyjne partie instrumentów. W wywiadach Lewis i Mushok przyznali, że postanowili podejść trochę inaczej do swoich piosenek. Producentem nowego materiału Staind jest Eric Ron, odpowiedzialny za ostatnie wydawnictwa Godsmack czy też Bush. Skutecznie odświeżył on brzmienie tych zespołów. Co prawda jego produkcje brzmią podobnie, to muzyka Staind, łącząc style praktycznie z całej swojej dyskografii, nie straciła nic na autentyczności oraz oryginalności.
Wykrzyczane frazy mieszają się ze spokojnymi wokalami, by najczęściej w refrenie wybrzmieć pełnią emocji. Brzmienie gitar nie zostało poświęcone na cześć elektroniki. Zyskało raczej bardziej sprecyzowane miejsce w aranżacjach. Poszczególne riffy, solówki, zagrywki mogą, dzięki temu zostać lepiej zapamiętane. Niezmiennie solidną częścią Staind jest bas, za który odpowiada Johnny April. Dopilnowane podkreślenie rytmu, tło dla melodii wokalu czy krótkie, ale efektowne i pełne melodii partie dodające akcentu niektórym piosenkom, to wszystko jego zasługa. Rola Aprila w Staind przypomina mi tę Adama Claytona z U2. Solidnie brzmi także perkusja. Pierwszy raz tak dużą przestrzeń oddano brzmieniu elektroniki, zaprogramowanym beatom („Was Any Of It Real”, „Out Of Time”). Z drugiej strony – ciężkie, czasem odrobinę punkowe i pełne przejść bębny dopełniają brzmienia w takich utworach jak „In This Condition”, „Cycle Of Hurting” czy „Confessions Of The Fallen”.
W kolejnej odsłonie promocji nowego materiału pojawił się utwór „Cycle Of Hurting”. Mike Mushok ponownie udowodnił swoje kreatywne możliwości, jeśli chodzi o pisanie chwytliwych riffów. Bębny przypominają brzmieniem pomysły z poprzedniego albumu. Są one odrobinę progresywne z towarzyszącą im bardzo niską tonacją basu (np. „Eyes Wide Open”). Lider Staind wciąż śpiewa linijki, z którymi może identyfikować się każdy, kto znalazł się w słabszej formie: „(…) At the end of the day I’m too stubborn to get any help”. Choć tematyka tekstów jest podobna, przeważa próba radzenia sobie z problemami, a ton wokalu nie jest przepełniony, jak niegdyś, goryczą i rozpaczą, prędzej energią, siłą. To świadczy o próbie walki i zmierzenia się ze źródłem cierpienia. Pozytywnym zaskoczeniem dla słuchaczy może być „Was Any Of It Real”. Odrobinę industrialne wersy poprzedzają wzniosłe partie wokalne refrenu. Utwór jest oszczędny w formie, dzięki temu moment, gdzie gra cały zespół, sprawia, że brzmienie staje się bardziej wyraziste. Po bardziej oszczędnym „Was Any Of It Real” z mocnym uderzeniem i kombinacjami aranżacyjnymi, następuje „In This Condition”, który bardzo dobrze z nim kontrastuje.
Jak to w przypadku Staind, nie mogło zabraknąć także ballad, do których pisania Lewis ma niewątpliwie talent. „Here and Now” wyrównuje proporcje ciężaru ogólnego brzmienia albumu. Melodia przypomina „Believe” z „The Illusion of Progress”, słychać tu też echa „So Far Away” w pełnym dramaturgii refrenie. Utwór promuje teledysk, w którym widzimy dość oklepany zestaw klisz z życia trzech pokoleń rodziny, w której seniora rodu dotyka choroba Alzheimera. Sugestywny wyciskacz łez, który – jeśli wierzyć postom udostępnionym w mediach społecznościowych – trafił w gusta sporej liczby odbiorców. Inną balladą jest „Better Days” – stanowi kolejną próbę odejścia w mniej sprawdzone rejony. Melodia przypomina warsztat Chada Kroegera z Nickelback, ale mimo to utwór brzmi jak naturalna ewolucja stylu. Łączy hard z southern i bluesrockiem, ale też popem. „Better Days” to jeden z lepszych utworów Staind w ich całej dyskografii.
Wersy w utworze „The Fray” kolejny raz prezentują umiejętność pisania przez Lewisa bardziej popowych aranżacji wokalnych. Z kolei przebijające się przez ścianę gitar dźwięki syntezatora przypominają wycieczki Linkin Park z ich ostatnich albumów, ale całość nie odbiera grupie autentyzmu. „Out Of Time” jest z kolei kolejnym odejściem od sprawdzonych schematów. Ponownie, jak w przypadku „Was Any Of It Real”, oszczędne wersy oparte na zaprogramowanej perkusji budują napięcie przed firmowym, emocjonalnym refrenem. Bardzo podoba mi się wieńcząca kompozycję partia gitary. Mushok często dostarczał chwytliwe detale, zmieniając przy tym brzmienie i grając oryginalny motyw zapadający w pamięć. Nie inaczej jest na tej płycie. „Hate Me Too” za bardzo przypomina „Cycle of Hurting”, żeby nie wspomnieć o tym podobieństwie (barytonowa gitara, akcentujące ją bębny, zbliżona aranżacja wokalna w wersach). Wieńczące album „Confessions Of The Fallen” wyróżnia się solowym popisem Mike’a Mushoka, cała reszta to podobnie zaaranżowana ściana dźwięku i wokali jak w „Lowest In Me”, „Cycle Of Hurting” czy „In This Condition”. Dlatego też wybrałbym inne zakończenie albumu.
Jeśli „Confessions Of The Fallen” okaże się ostatnim albumem w dyskografii Staind, będzie to godne pożegnanie. Grupie udało się nagrać dziesięć kompozycji oddających sprawiedliwość poprzednim siedmiu albumom, które były za każdym razem nowością w brzmieniu. Każdy z utworów stanowi odrębną wartość. Brawa więc należą się za wysiłek włożony na etapie pisania, jak i produkcji. Ciekawie brzmią instrumenty dotąd nie tak wyraźnie obecne w twórczości Staind, jak fortepian czy syntezator. Obserwując media społecznościowe, zapisy z trasy, wywiady czy promocję nowego albumu, nie wydaje się, żeby było to ostatnie słowo zespołu. Jak widać – przerwa wyszła muzykom na dobre.
Ocena: 4,5/6
Paweł Zajączkowski
Lista utworów: Lowest In Me; Was Any of It Real?; In This Condition; Here and Now; Out of Time; Cycle of Hurting; The Fray; Better Days; Hate Me Too; Confessions of the Fallen.
Obserwuj nas w mediach społecznościowych: