IKS

Long Distance Calling – „Eraser” [Recenzja], dystr. Mystic Production

long-distance-calling-eraser

W ostatnim czasie mam przyjemność recenzować naprawdę bardzo dobre albumy. Każdy z nich ma również jeden wspólny mianownik – troskę o środowisko naturalne. Nie inaczej jest z najnowszym dziełem niemieckiej post-rockowej formacji Long Distance Calling. Oni jednak do tematu podeszli najbardziej koncepcyjnie i cały album „Eraser” poświęcony jest zagrożonym gatunkom, a pojedyncze utwory przedstawiają konkretne zwierzę mogące niestety zniknąć z powierzchni ziemi.

„Eraser” to już ósmy album w dorobku Long Distance Calling. Niemcy obrali sobie bardzo trudną ścieżkę, ponieważ ich płyty są całkowicie instrumentalne. Trzeba im przyznać, że przez całą dotychczasową karierę doskonale czują się w tej post-rockowej formule. Każdy ich krążek jest inny, chociażby poprzedni „How Do We Want To Live?” w dużym stopniu opierał się na syntezatorach i samplach, których na „Eraser” jest zdecydowanie mniej. Najnowszy album jest też cięższy od swojego poprzednika. Ale spokojnie, to absolutnie nie jesteś jakaś „rzeźnia”, panowie doskonale potrafią budować swoją wszechstronną muzyką klimat, a ich wyobraźnia, talent do tworzenia wspaniałych melodii powodują, iż zupełnie nie brakuje w ich twórczości wokali.

 

Płytę rozpoczyna krótkie, spokojne intro „Enter: Death Box”. Przepiękne dźwięki klawiszy zapraszają nas do świata gatunków, którym grozi wyginięcie. Po chwili następuje jednak zupełna zmiana klimatu. „Blades” to zdecydowanie bardziej dynamiczny utwór. Jego moc symbolizuje nosorożca, zatem nie dziwne, iż w swojej strukturze jest bardzo metalowy. Cuda wyczynia w nim grający na bębnach Janosch Rathmer. „Kamilah” to już zdecydowanie bardziej subtelny kawałek. Ma w sobie jednak tez mocniejsze fragmenty. Całość ma pewną dostojność, co w sumie nie powinno dziwić skoro głównym bohaterem jest goryl. Bez wątpienia to jeden z najlepszych momentów płyty. Kolejny „500 years” to z kolei najmroczniejszy fragment albumu, zaś „Sloath” urzeka piękną partią saksofonu. W tym kawałku króluje subtelność i delikatność a duch Floydów jest doskonale słyszalny.

 

Reszta recenzji pod teledyskiem

 

Stosunkowo krótki „Giants Leaving” wznosi nas swoimi dźwiękami, i zapewne takie było założenie jego twórców biorąc pod uwagę, że dotyczy albatrosów. Najdłuższy na płycie, ponad dziesięciominutowy „Blood Honey” to wręcz kopalnia fantastycznych aranżacyjnych pomysłów. Słychać w nim nawet partie smyków. Czy ktoś słuchając takich dźwięków w ogóle tęskni za wokalistą? Ja absolutnie nie! Zaskakujący jest „Landless King” który początkowo ma w sobie wręcz funkowy vibe. Ten najbardziej majestatyczny fragment albumu traktuje o królu zwierząt i chociaż obecnie lwa nie zalicza się do ginącego gatunku to naukowcy szacują, że do 2050 roku wyginie na wolności, a oglądać będzie go można jedynie w zoo.

 

A kto jest temu wszystkiemu winny? Oczywiście człowiek. Już w jednej z poprzednich recenzji napisałem, iż jesteśmy największym szkodnikiem. Trujemy i zaśmiecamy planetę, kłusownicy za nic mają fakt, iż uśmiercają ostatnie sztuki zagrożonych gatunków. Liczą się tylko pieniądze oraz wygoda. I właśnie o człowieku jest ostatni, tytułowy utwór „Eraser”. Bo przecież my tez należymy do zagrożonych stworzeń. Swoim postępowaniem sami doprowadzamy do zagłady własny gatunek. Taka niestety jest prawda. Ależ w tym utworze przejmująca jest partia smyków, zakończenie zaś jest bliźniacze w stosunku do intro płyty, przez co całość muzycy połączyli klamrą. Utwór tytułowy swoim smutnym i mrocznym nastrojem wywołuje w słuchaczu naprawdę silne emocje. Ten kończący całość fragment jest też najsilniejszym punktem „Eraser”

 

Long Distance Calling po raz kolejny udowodnili, że zespoły nie zawsze potrzebują wokalistów, a muzyka niekiedy może przemawiać do wyobraźni bardziej niż słowa. Perkusista Janosch Rathmer , gitarzyści David Jordan i Florian Füntmann oraz basista Jan Hoffmann z pomocą gości nagrali fascynujący album, pełen gitarowych melodii ale i niebanalnych, zróżnicowanych rozwiązań muzycznych. Ich twórczość bywa spokojna, subtelna ale i żywiołowa oraz groźna. Każdy kto ma otwartą głowę na bogactwo dźwięków z pewnością „Eraser” doceni.

 

Ocena (w skali od 1 do 10) 8 zwierząt
🦍🦏🦅🦁🐊🐬🦩🏃

 

Mariusz Jagiełło

 

01. Enter: Death Box
02. Blades
03. Kamilah
04. 500 Years
05. Sloth
06. Giants Leaving
07. Blood Honey
08. Landless King
09. Eraser

 


 

Kliknij i obserwuj nasz fanpage👉 bit.ly/Nasz-Facebook1

Kliknij i obserwuj nasz Instagram 👉 bit.ly/nasz-instagram1

IKS
Udostępnij i poleć znajomym!

Dodaj komentarz