Rockowa Lady może być tylko jedna. I jest nią z pewnością Lady Pank, która z czterdziestką na karku wciąż pokazuje, że liczy się w rockowej lidze. Najnowszy album spółki Borysewicz-Panasewicz zaskakuje od pierwszych dźwięków. Każdy, kto ceni sobie zespół z wczesnych dokonań, nie zawiedzie się z pewnością. Każda z dwunastu piosenek to potencjalny radiowy hit. Genialne połączenie melodii i tekstów powoduje, że albumu słucha się z zapartym tchem i chce wracać do numerów, które już po pierwszym odsłuchu zostają mocno w głowie.
Pomimo tego, że dużo tutaj przestrzeni stworzonej przez syntetyzatory i elektronikę, gitar nie brakuje. To przecież na nich, od czterdziestu lat, opiera się fenomen Lady Pank. Jan Borysewicz nie zawiódł i tym razem. Nieszablonowe melodie rażą swoją genialną prostotą. I bez przesadnych przesterów ukazuje się piękno melodii, a smaczki w stylu Dire Straits potęgują kunszt Borysewicza.
Każdy muzyk wnosi w płytę wiele od siebie. Słychać, że sporo pracy włożono w aranże, które są dopracowane w najdrobniejszych szczegółach. Muzycznie sporo się dzieje. Jak wspomniałem na początku, dużo tutaj przestrzeni i za każdym razem słyszy się kolejne dźwięki, które wypełniają głowę i pozostawają tam, by rozwijać się we własnym tempie. Wszystko współgra ze sobą idealnie i nie ma do czego się doczepić. Gitarowe solo Borysewicza to klasa sama w sobie. Zero zbędnego dźwięku, który mógłby znużyć słuchacza. Muzycznie to prawdziwa petarda.
W warstwie wokalnej wielki ukłon w stronę Janusza Panasewicza, który nie udaje nikogo na siłę. Jest tym samym wokalistą, którego doskonale znamy z wcześniejszych dokonań zespołu. Nie ma tutaj eksperymentów. Tekstu też jest znacznie więcej niż wcześniej, ale to powoduje, że chce się wsłuchać w niego bez dwóch zdań. Dużo tutaj tematyki egzystencjalnej, do której przyzwyczaił nas zespół. Wiele jest również aluzji i metafor sprawiających, że każdy może odbierać album na swój własny sposób i odnaleźć się w kreowanym przez Panasewicza świecie, który z jednej strony jest nam tak bliski, a jednak tak daleki… „Jak te drzewa, widzę poszarpane. Tak nasze życie się chwieje cały czas” – śpiewa m.in. Panasewicz. Nie można również nie odnieść wrażenia, że w utworach przebija się gdzieś pandemiczna rzeczywistość i chęć powrotu do normalności. Nadzieją jesteśmy my sami, bo coraz częściej zauważamy, że tylko w jedności, bliskości i chęci współistnienia i wzajemnej pomocy jesteśmy w stanie coś zmienić. Polecam i zachęcam do odsłuchu. Warto!
Ocena (w skali 1 na 10): 10 punkowych wokalistów
Marcin Szyndrowski
Tracklista:
- Ameryka
- Spirala
- Tego nie mogą zabrać nam
- Erazm
- Zostań ze mną
- Najcieplejsza zima od tysiąca lat
- Wieczny chłopiec
- Pokuta
- Karton
- Drzewa
- Pokolenia
- Zapomnieć
Ten post ma jeden komentarz
Przyjemna płyta, w moim odczuciu za sterylna, zbyt popowa. Opostatnio posłuchałem koncertu z Sopotu 1985 i tamte granie było genialne. Utwory zabrzmiały na żywo lepiej niż studyjne wersje. Na 40 zabrakło tej ikry. Moim zdaniem produkcja nie do końca jest dobra. Mimo wszystko płyta warta ceny a końcowa piosenka nastraja aby jeszcze wcisnąć play, i ta gitara ach… W stylu U2 ostatnich płyt. Lubię to.