Zespół-kameleon uraczył nas kolejnym albumem. W sumie dwoma, ale jeden to zapis występu live: koncertówka „Live in San Francisco ’16’. A przecież dostaliśmy też w kwietniu br. „Chunky Shrapnel”, gig zarejestrowany w Australii.
Pełnoprawny longplej został opatrzony tytułem „K.G.” (natomiast otwierający utwór, meandrujący w instrumentalnych klimatach Black Sabbath, to już 'K.G.L.W.’ – spryciarze!). Drogi Czytelniku, w tym momencie muszę Cię przestrzec, King Gizzard & The Lizard Wizzard to zespół niewierny. Niewierny raz obranej stylistyce. Na poprzedniej płycie – „Infest the Rats’ Nest”; nomen omen bardzo nierównej – dostaliśmy quasi-thrash metal. Polecam sprawdzić singlowe 'Planet B’, gdyż mnie przyprawiło o opad szczęki. Wszystko dlatego, że ich jeszcze wcześniejsze płyty („Fishing for Fishies” i „Gumboot Soup”) to rock alternatywny, psychodeliczny, blues, indie… Długo by wymieniać. A mają jeszcze dwanaście innych studyjnych wydawnictw, szaleństwo!
ps. Posłuchajcie krążka „Polygondwanaland”, polecam.
„K.G.” to ich wizja stoner rocka. Jest trip, wręcz podróż przez pustynię Mojave. W przypadku tego opisu uznałem nawet, że dywagacje o poszczególnych kompozycjach nie mają sensu. To kolejny fortel tego zespołu. Kolejny gimmick. King Gizzard & The Lizard Wizard się z nami bawią. Formą, kształtem, dźwiękiem i uczuciami. Są doskonali w swej zmiennokształtności. „K. G”. też jest doskonała.
Przekonamy się o czym będzie ich kolejne wydawnictwo. Pewnie premiera już w styczniu (żart!).
pps. Propsy za nazwę kapeli – jest cudowna!
ppps. Kids, don’t do drugs. Chyba, że 'Live Drugs’ zespołu The War on Drugs 

Ocena (w skali od 1 do 10) osiem pustynnych pejzaży








Michał Koch
Tracklista:
K.G.L.W.
Automation
Minimum Brain Size
Straws In The Wind
Some Of Us
Ontology
Intrasport
Oddlife
Honey
The Hungry Wolf Of Fate